niedziela, 21 grudnia 2014

Rozdział 4

 Siedzimy wygodnie przy stoliku. Mal nalegał by on coś dla mnie wybrał. Choć nie chciałam po jakimś czasie mu uległam, nie lubię jak chłopak decyduje za mnie. Kwestia, że on chce mi postawić wywołała lekką kłótnię, to tak jak bym była zależna od niego.
 - Nie przesadziłeś trochę ? - powiedziałam gdy na naszym stole znalazł się przepiękny z ciastem.
 - Nie, a niby czemu ? - zapytał z łobuzerskim uśmiechem
 - To cię wyniosło całkiem sporo. Nie lubię jak ktoś mi stawia a do tego jeżeli coś drogiego.
- Nie marudź tylko jedz – posłał mi spojrzenie znad swojej porcji. Muszę przyznać, że jest pyszne choć ciężko przechodzi mi przez przełyk. Starałam się jeść naturalnie tak by nie zobaczył że dosłownie staje mi w gardle.
 - Hym.... czego się boisz? - to pytanie całkiem mnie wybiło
 - Co to za pytanie ? - uniosłam brwi
 - Nie wiem tak o zadałem by przerwać ciszę.
 - Hym... boję się strasznie igieł i lekarzy mężczyzn. Węże, ślimaki i żaby mnie okropnie obrzydzają. Takie porcelanowe klauny też przyprawiają mnie o dreszcze – mruknęłam
 - Czemu lekarze mężczyźni i klauny. Klauny są całkiem fajne.
 - Lekarzy przez to że w trafiłam dwa razy na idiotów. Jeden pobierał mi krew i nie mógł pobrać. Po kuł mi całe ręce i miałam mnóstwo krwiaków. Gdy tylko przyszła pielęgniarka pobrała za pierwszym razem. Drugi raz trafiałam do szpitala z okropnym bólem brzucha. Chciał mnie od razu dawać na sale operacyjną twierdząc że to jest wyrostek, a było to zwykłe zatrucie. No i uszkodził jeden coś mojej cioci i nie może teraz mieć dzieci. Więc jak jakiś się przy mnie znajduje dostaje ataku paniki i wieję gdzie się da. Wiem że to dziwne ale jakoś tak samo wychodzi. A klauny patrzą tak jakby chciały mnie zabić. Uraz przez jakiś horror.
 - Dobrze wiedzieć - zaśmiał się - Moja i Lucasa mama jest lekarzem w szpitalu.
 - Fajnie macie. Dobra teraz ty mów czego się boisz.
 - Nie lubię broni. Najbardziej boję się że ktoś skrzywdzi moją rodzinę. I to chyba wszystko.
 - Mało tego. Ja ci dałam całkiem niezłą listę, a ty mi dwa przykłady - poczułam się zawstydzona.
 - To co mogło stać się najgorszego już się stało, więc tak się nie boje. 
 - Jak to ? Co się stało. ?
 - Kiedyś ci opowiem.
 - Obiecujesz ?
 - Obiecuję.

 Wykąpałam się, umyłam zęby i leżę teraz bezradnie na łóżku. Nie mogę zasnąć, myślę tylko o jednym. Chyba się zakochałam. Moje serce płata mi głupie figle. Czuję przyjemne uczucie w brzuchu i nie mogę doczekać się jutra by go zobaczyć. Mój telefon cicho za wibrował. Leniwie wyciągam po niego rękę by odczytać wiadomość.
 Hej, śpisz już? - napisał Mal a ja miałam ochotę skakać z radości.
 Nie jeszcze nie. Nie mogę zasnąć.
 Mogę ci zadać pytanie. Całkiem poważne i obiecasz że mnie nie wyśmiejesz. Obiecasz?
 Tak, obiecuje. 
 Na pewno?
 Tak 
 Na pewno ?
 Boisz się powiedzieć. Przecież ty się prawie niczego nie boisz XD 
 Eh.... chciałem zapytać cię czy byś poszła ze mną na bal;\\\
 Czemu taka mina? Czemu nie spytałeś gdy byliśmy razem ? Bo się bałem twojej reakcji. Teraz dopiero się odważyłem. Tak czy nie. Jest 00;00 
 Moja odpowiedź brzmi.... - droczę się z nim
 Jak ?
 Tak.
 Mogę jutro przyjechać po ciebie pod dom?
 Ja zawsze chodzę z Zoey, nie zostawię jej. Możemy ją wziąć. Lucas też jedzie. 
 Ok. 
 To teraz idź spać. Dobranoc
 Dobranoc panie nieśmiały

                                                                ***&***
Mam nadzieję, że wyszło dobrze. Znów przepraszam, że tak późno, siostra przyjechała i mam bardzo mało czasu na komputerze. Jeżeli nie zdążę napisać czegoś jeszcze przed świętami to Wesołych Świąt !!! I Udanego Sylwestra !!! :3 Pozdrawiam i miłego czytania   

środa, 3 grudnia 2014

Rozdział 3

Skręcało mnie w żołądku. Czułam jakby wzrok pani Morgan prześwietlał mnie na wylot. Jakby znała mnie od dawna. W jej glosie było można wyczuć ostrą stanowczość, ale też troskę. Siada naprzeciw mnie zakładając nogę na nogę.
- Eve, proszę powiedz mi co się z tobą dzieje. Widzę, że coś jest nie tak. – mówi łagodnie. 
- Nic się nie dzieje. Przepraszam za to na lekcji, zamyśliłam się. – wybełkotałam. 
- To nie jest pierwszy raz Eve. Gdyby tak było, nie zwróciłabym na to uwagi. Martwię się o ciebie, bo jak tak wpatrywałaś się w okno taka „zamyślona” to się trzęsłaś. Do tego to coś odbija się na twoich ocenach, oblałaś ostatni sprawdzian.
- Pechowy dzień. Poprawię to, oczywiście, jeśli pani mi pozwoli. - próbuję się wytłumaczyć, ale niestety na próżno.
- Zły dzień? Zły tydzień? To nie zmienia faktu, że tylko z tego spadłaś. Twoja wychowawczyni chce w tym tygodniu wezwać twoją matkę. Wiem, że tego nie chcesz, ja także nie chcę. Prawdopodobnie, jeżeli tak się stanie ja też będę przy tej rozmowie. - ku*rwa. 
Nie dość że mam z nią same spory, to jeszcze ma być w szkolę. Przecież to będzie rzeźnia. Ja z nią w jednym pomieszczeniu, na pewno będzie mnie prowokować. Nie chcę, by nauczyciele byli światkami naszej kłótni. 
- To tylko pogorszy sprawę. Ja się poprawię, obiecuję. – mój głos sam z siebie stał się błagalny.
- Nie zapewniaj mnie, to nie moja decyzja. Wiesz jak funkcjonuje nasza szkoła. Każda oznaka, że coś się dzieje jest zgłaszana do wychowawcy lub pedagoga. Dyrektorka lubi mieć wszystko pod kontrolą. Nasza szkoła jest nieduża, a to bardzo ułatwia sprawę. Twoja blada cera i worki pod oczami nie ułatwiają ci sprawy wtopienia się w tłum. – wzdycha i zakłada mi włosy z twarzy. by lepiej ją widzieć. Ja jednak nadal nie patrzę jej w oczy. 
- Nic mi nie jest. Nie ma się czym martwić. – zapewniam. 
Nagle do gabinetu wchodzą dwie osoby ubrane na czarno. Kobieta, kilka lat starsza ode mnie, wysoka o blond włosach. Mężczyzna bardzo podobny do niej. Chyba brat tylko, że wyższy od niej o głowę. Wyglądali jakby zrobili pełny szacunku ukłon. Zdezorientowana patrzę na panią, a ona odprawia ich jednym machnięciem ręki. Nie rozumiem co się dzieje. 
- Eve. – wzdycha z udręką – Proszę, popatrz mi w oczy i powtórz te słowa z takim samym przekonaniem. Tak, bym ci uwierzyła. 
Robię to niepewnie, właśnie dla tego unikałam jej wzroku, by nie wiedziała, że kłamię. Biorę głęboki oddech:
- Nic mi nie jest. Nie ma się czym martwić. - wypowiadam te słowa na jednym oddechu. Kręci z niedowierzaniem głową, a w jej oczach przepływa dziwna ciemność.
- Pamiętaj tylko, że nie jesteś zwykłą dziewczyną. Może jeszcze o tym nie wiesz, ale mogę ci obiecać, że się dowiesz. Nie pozwalaj sobie na takie traktowanie, nie zasłużyłaś na to. Zawsze możesz przyjść do mnie porozmawiać, zawsze otrzymasz ode mnie wsparcie. A i ona zostanie wezwana jutro.
- Skąd pani....
- Już dość ci powiedziałam. Niedługo się wszystkiego dowiesz i pamiętaj nie okłamuj mnie więcej. Idź już, ktoś na ciebie czeka. - mówi, wpatrując się w okno. 
- Dziękuję i do widzenia. – czym prędzej wyszłam z klasy i udałam się do wyjścia na dwór. Ludzie, których widziałam wcześniej weszli teraz do gabinetu. Ta rozmowa była bardzo dziwna, a najbardziej koniec. Szczerze jestem przerażona. Na placu powinna czekać na mnie Zoey, ale zamiast niej widzę Mala. Rozglądam się dookoła, ale nadal jej nie wiedzę. Dziś ma na sobie niebieską koszulę, która idealnie opina jego ciało. Wygląda tak Mrrr...
- Cześć. – wita mnie szerokim uśmiechem. 
- Hejka. – odwzajemniam się – Nie widziałeś może Zoey? Miała tu na mnie czekać.
- Dziś pozwoliła mi ciebie odprowadzić. Chcę zabrać cię po drodze do kawiarni na moccke i jakieś dobre ciasto. Zaszczyciłabyś mnie i się zgodziła? - mówi z szerokim uśmiechem.
- Z miłą chęcią. – odpowiadam, dusząc śmiech.
_________________________________________________________________________________________
Przepraszam, że tak długo nie pisałam i że jest krótkie. Dużo nauki w szkole i nie miała czasu za bardzo.
Pozdrawiam i miłego czytania Xd  

niedziela, 23 listopada 2014

Rozdział 2

Powoli udałyśmy się razem w stronę szkoły. Szliśmy w milczeniu, zawsze tak było gdy Zoey słyszała że się kłócę z rodzicami. W ten sposób dawała mi czas na dojście do siebie.
- Jak się przebierasz na bal Halloweenowy? Ja chyba za wampira z różowymi włosami. Zostało tylko pięć dni i tyle samo do twoich urodzin! Musimy WYBRAĆ się z tej okazji na jakąś imprezę. Będziesz mogła spać u mnie, rodziców nie będzie. No chyba, że masz wieczór z Malem o czy mi nie wiadomo. - nawijała tak w kółko, a ja po czasie się wyłączyłam. 
- Zoey, między mną, a Malem nic nie ma. Tylko się kolegujemy – zapewniałam ją, chociaż sama chciała bym by było inaczej. Mal jest nowy w szkole. Jest przyszywanym bratem Lucasa, obydwoje niedawno się wprowadzili. Mal jest starszy ode mnie o rok. O dziwo od razu się polubiłam z chłopakami. Oczywiście głupia ja musiałam się zakochać, oczywiste. 
- Nie wmawiaj mi głupstw. Może jestem blondynką, ale nie na tyle głupią, żeby tego nie zauważyć. Każdą dłuższą przerwę spędzacie razem, nie raz widziałam jak chciał cię chwycić za rękę, a do tego chodzą plotki, że chce się z tobą umówić na bal! Pół szkoły już o tym wie! - jej podekscytowanie wzrastało coraz bardziej, zaczęła piszczeć ze szczęścia. Świetnie by było gdyby to była prawda, ale szczerze w to wątpiłam. On przystojny brunet, piwne oczy, sześciopak, ponad 180 wzrostu. Najprzystojniejszy chłopak ze szkoła, a tuż za nim Lucas. Miał by się zainteresować mną? Brunetką, niezdarną, wybuchową która tworzy ciągłe kłótnię. 
- Wątpię,żeby mnie zaprosił. Miał tyle okazji, ale żadnej nie wykorzystał. Ja mu się po prostu nie podobam, to proste. Tylko koleżeństwo to wszystko – westchnęłam z rozpaczą 
- Może czeka na odpowiedzią sytuację? Na twoim miejscu przebrała bym się za wampira, nie potrzebujesz makijaży. Jesteś blada jak ściana nawet Pani Morgan pytała się mnie czy wszystko dobrze z tobą bo źle wyglądasz. Uwierz mi to się dobrze nie skończy. Zacznij przynajmniej jeść to głupie śniadanie. Zaczynam się o ciebie poważnie martwić. W ogóle wzięłaś śniadanie ? - jej stanowczość zaczęła mnie przerażać. Moja Zo nigdy taka nie była, zawsze latała głową w chmurach. Ale wieść o Pani Morgan zbiła mnie z tropu. Przyszła dopiero w tym roku, ponieważ wcześniejsza nauczycielka zachorowała na coś poważnego. Młoda około 26 lat, elegancka, miła i naprawdę fajnie prowadzi lekcję. Nie pozwala robić sobie żartów ani innych głupstw. Lubi dyscyplinę, połowa chłopaków z mojej klasy się w niej podkochuje. Przez te niecałe dwa miesiące naprawdę ją bardzo polubiłam.
- Nie nie wzięłam, zapomniałam. Robiłam je, ale moja matka się odezwała i zapomniałam ich. 
- Dobrze,że moja mama zaczęła je robić również dla ciebie. Ty w ogóle jesz cokolwiek innego oprócz wmuszanych przez zemnie kanapek?
- Nie – odpowiedziałam krótko, ciesząc się, że już jesteśmy w szkole.


Lekcje mijały mi szybko, nikt mnie nie pytał, nie brał do tablicy po prostu dawali mi święty spokój. A teraz nadchodziła siódma lekcja, a ja się jej najbardziej bałam. Polski lekcja z Panią Morgan. Pytała się o mnie, a to mnie od razu zaniepokoiło. Zoey zapewniała mnie, że nic jej nie powiedziała ale, ja i tam miałam stracha. Postanowiłam siedzieć tak jak na poprzednich lekcjach, ale nagle moje myśli zaczęły przetwarzać ogromną ilość danych związanych z moją matka. Czemu mnie nie usunęła albo nie oddała do domu dziecka, skora mnie tak nienawidzi. Niby zabronił jej mój ojciec, ale wątpię żeby ona kiedykolwiek posłuchała Freda. Gdy o to go pytałam nie odpowiadał. Nie rozumiem tego. Od zawszę traktują mnie jak pośmiewisko, nie to co Monikę. Rozpuszczony bachor który nie wie gdzie jego miejsce. Za oknem zaczął wiać wiatr i podać deszcz. A co się dziwić, przecież jest Październik, a ja w koszulce na ramiączkach. I jak zawszę nie jest mi zimno gdy wszyscy się trzęsą. Ciekawe. Moje rozmyślanie przerwał pojawiający się przed moja twarzą naszyjnik z księżycem. Naszyjnik Pani Morgan którego nigdy nie ściąga. Podniosłam lekko głowę by spojrzeć na nią. Wyglądała na zmartwiona ale również zdenerwowaną.
- Eve, wołam cię już piąty raz, skup się trochę.
Kiwnęłam potulnie głową i wpatrywałam się w tablicę. Nie wiedząc co jest tam napisane, po prostu się patrzyłam. Modliłam się by lekcja jak najszybciej się skończyła. Zadzwonił dzwonek, a ja zerwałam się biegiem do drzwi. Niestety, przed postawieniem ostatniego kroku do wolności powstrzymał mnie donośny głos Pani Morgan.
- Eve zaczekaj proszę chwilę, chcę z tobą porozmawiać. - wzdycham i powoli cofam się siadając na ławkę, czułam jak strach na mnie nabiera.

___________________________________________________________________

Mam nadzieję, że tym razem nie narobiłam błędów. Starałam się wszystkie je wyeliminować. Mam nadzieję, że rozdział się spodoba :D  

poniedziałek, 10 listopada 2014

Rozdział 1

  Ciemn straty las straszy każdego przechodnia. Nie raz ginęli tam ludzie, chodziły plotki, że coś tam 
 mieszka co ich porywa. Większość młodzieży w to nie wieży w tym ja. Rodzice zawsze straszą  swoje dzieci by nie wchodzili do lasu, nie rozmawiali z obcymi albo nie oddalały się od domu bo  porwie ich czarownica. Stare sztuczki. Droga przez do domu przez las jest o wiele krótsza. Długo nie  myśląc, idę lasę nucą pod nosem Breaking Benjamin – So Cold. Nie wiedząc czemu las stal się nagle  strasznie nie przyjemny jakby chciał wypędzić z siebie całe życie. Zaczęłam iść szybciej co chwile  oglądając się za siebie. Nie wiedzieć czemu czułam się obserwowana. Każdy dźwięk wydawał się  podejrzany. Zaczęłam biec widząc jakieś ruchy za sobą. Nie mogłam jednak wykonywać szybkich  ruchów, bo czułam się jakby ktoś puścił taśmę w zwolnionym tempie. Moje ciało grzęzło, a ja dopiero zauważyłam,  że znajduję się po pas w wodzie. Ale skąd?! W tym lesie nie ma rzadziej wody! Jak ja się tu  znalazłam! Krzyczałam w środku nie mogąc wydusić ani słowa. Zaczęłam się topić jakby coś  ciągnęło mnie w dół. Łapałam łapczywie powietrze walcząc z czyś co mnie ciągnęło. Gałąź która  wisiała \nad mną była za śliska zsuwałam się z niej. Powoli zaczęło uchodzić ze mnie życie  widziałam tylko jak drzewa płoną...
 Obudziłam się spadając z łóżka wypluwając wodę z płuc. Moje ciało było całe mokre od potu, a ja  cała drżałam. Co się ze mną dzieje ? Od tygodnia śnią mi się różnie wizje mojej śmierci. Ale zawsze  mają wspólna cechę jestem w wodzie nie koniecznie się w niej topię nieraz ktoś mnie dusi albo  podcina żyły, ale zawsze znajduję się w tej pieprzonej brudnej wodzie. I zawsze znikąd pojawia się  ogień. Czy ja wariuję ? Nie na pewno nie, to po prostu spowodowane stresem w szkole. Mówiłam  sobie co rano i miałam cichą nadzieje że to jest prawda.
 Wzięłam czyste ciuchy i poszłam pod prysznic. Gorąca woda spływająca po moim ciele dobrze mi  zrobiła. Przynajmniej miałam pewność, że tu nic mi się nie stanie. Wysuszyłam włosy i  wymalowałam się. Chcąc trochę zakryć wory pod oczami dałam fluid, ale niestety nawet on się nie mógł zdziałać cuda. A co ja się dziwię od tygodnia źle sypiam, a do tego stałam się okropnie niezdarna i  wybuchowa. Może dojrzewam, kto to wie. Założyłam leginsy niebieską koszulkę na ramiączkach i  czarne converse. Zarzuciłam plecak na ramię i zeszłam na dół. Jak myślałam cała rodzinka  siedziałam w kuchni włącznie z wrzodem moja siostrą Moniką. Mały szatan którego z chęcią bym  zabiła. Podeszłam do lodówki, wyjęłam szynkę, ogórka, sałatę i zaczęłam szykować sobie kanapki
 -  Jak wrócisz, ze szkoły nie zapomnij wyjść z psem – powiadomiła mnie mama
 -  Niedoczekanie twoje, ja tego szczura nie chciałam on jest Moniki więc niech ona z nim wychodzi bo ja nie mam zamiaru. - powiedziałam pełnym opanowanym głosem
 -  Eve, proszę nie zaczynajmy tego od nowa – powiedział błagalnie tata
 -  Przykro mi tato, ale nie mam zamiaru ruszyć tego szczura. To moja kochana siostrzyczka chciała go nie ja.
 -  To nie szczur tylko chuchała – powiedziała oburzona Monika
 -  Na jedno wychodzi, tak dobrze wiesz co to jest to ty się tym zajmuj ja nie mam zamiaru. Nie będę  dotykała tego czegoś – syknęłam czując jak złość powoli mnie ogarnia.
 -  Eve skończ z tym! Mam dość twoich zmiennych nastrojów. Masz wyjść z psem i pójść do szkoły po siostrę, koniec kropka !
 -  Jeszcze czego! Ma już dwanaście lat, może wracać sama do domu. Nie mam zamiaru być  popychadłem dla ciebie. Te czasy się już skończyły – nie mogę znieść jej ani tego domu. Jedyną  osobę którą kocham i toleruję jest mój tata.
 -  Mam dość się z tobą użerać Eve! Musisz codziennie rano robić kłótnię! Cie to cieszy ?! Sprawia  przyjemność?! - była równie mocno wzburzona jak ja. Miałam ochotę wyrzucić jej wszystko co o  niej myślę. Zranić ją jak najgłębiej tak jak ona zraniła mnie.
 -  Owszem muszę! Odkąd powiedziałaś że jestem najgorszym co cię w życiu spotkało muszę! Ale  nie martw się już niedługo moja siedemnastka i potem równy rok do mojej wyprowadzki. Weście  uwolnisz się ode mnie! Będziesz udawała kochającą mamusię jak zawsze! - wyrzuciłam jej prosto w  twarz. Moje ręce aż drżały ze wściekłości. Patrzała z taką nienawiścią w oczach jak ja do niej. To  ona zaczęła to wyszyto a ja nie odpuszczę.
 -  Ale jak do tej chwili mieszkasz pod moim dachem i masz robić co ja ci karze.. - w tej samej chwili  kubek w jej rękach wybuchł – Co ty zrobiłaś ! - wydarła się na mnie choć ja stałam trzy metry dalej.
 -  Nic nie zrobiłam! Stroje w miejscu więc jak miała coś zrobić – powiedziałam wychodząc z domu  trzaskając z całych sił drzwiami. Przed domem czekała na mnie już moja przyjaciółka Zoey. Nie  miałam wątpliwości że słyszała całe zajście.          

piątek, 7 listopada 2014

Prolog

Znaleźć swoje prawdziwe ja. Ile osobą się to udało? Ile wie na co je stać. Zwykła dziewczyna, nie rzucająca się w oczy, spokojna, cicha. Ale jej prawdziwa natura bierze górę, uwalnia się. Moc która płynie w jej żyłach powoduje zniszczenie. Ogień zniszczy wszystko gdy się go nie powstrzyma. Spokojne życie Eve Evergold zmieni się nie do poznania. Pozna prawdę którą skrywała jej rodzina. Fałszywe uczucia, nienawiść, gniew, odrzucenie dadzą jej o sobie siwe znaki. Czy nienawiść ją zniszczy? Nauczy się kontrolować? Jest inna niż wszyscy, panuje nad ogniem. Jej marzenie jest być wolną od zakazów, nakazów, wykorzystywania. Prawda miłość, czy ona istnieje. Codziennie zadaje sobie to pytanie. Może kiedyś będzie dane jej poznać odpowiedź.

.