piątek, 12 sierpnia 2016

Rozdział 23

Powoli otwieram opuchnięte oczy. Co za dziadostwo było na tej szmacie! Skóra mnie piecze! Z głośnym jękiem podciągam się rękami. Siadam, a następnie przecieram oczy by dojrzeć coś w półcieniu. I co widzę? Średniego rozmiaru pomieszczenie i osoby skulone pod ścianami. W środku nie było żadnych okien z czym równa się okropna duchota i przeraźliwy smród. Muszę płytko oddychać bo inaczej na miejscu puściłabym pawia. Odwracam się i co widzę ? Kate i chłopaków wpatrzonych we mnie. Dopiero teraz zorientowałam się że leżałam na czyjejś bluzie. Wstaję i nie stawiam nawet dwóch kroków, a lecę z powrotem. Nogi mam jak z waty, ale Katy przyciąga mnie do siebie i zamyka w stalowym uścisku.
- Baliśmy się że masz jakiś poważny uraz. Nawet tknąć się ciebie nie odważyliśmy - szepcze chyba tylko po to by nikt nie słyszał.
-Wszystko ok. Gdzie my jesteśmy ? - pytam zdezorientowana, a mój głos brzmi wyjątkowo dziwnie. Kaszlę by móc jakoś mówić.
-Nie mam pojęcia. To co nam wstrzyknęli na razie uniemożliwia nam czarować. Wiesz co jest w tym najlepsze ? Że porwali nas ludzie! Myślałem, że wilkołaki, a tu taka nowina. Oni nie wiedzą o naszym istnieniu. Prawdopodobnie wy jesteście tu w roli dziwek a my na organy! - Max ostatnie zdanie wykrzyczał na cały pokój na co kilka dziewczyn zaszlochało i schowało się bardziej w kąt.
-Do cholery zamknij się i nie strasz ich tu bardziej. Przecież wydostaniemy się stąd, a przy okazji ich - syczy na niego Kate. Nie wsłuchuję się w ich kłótnię lecz wpatruję się w dłoń gdzie powinnam czuć mrowienie. A nie czuję, ale mam wrażenie że jest tu coś znajomego. Coś lub ktoś. Wstaję na chwiejnych nogach i małymi kroczkami kieruję się w stronę większego zbiorowiska ludzi. Zack po chwili pojawia się koło mnie i obejmuje w tali tak bym nie upadła.
- Co ty robisz - pyta swoim normalnym, przyjemnym dla ucha tonem. Wzdycham w niewiadomej uldze lecz ignoruję jego pytanie.
- Wiesz ile oni tu siedzą ? - pytam na co wzrusza ramionami.
- Niektórzy jeden dzień inni tydzień, dwa, a nawet miesiąc - wzdrygam się na ostatnią wzmiankę. Tyle czasu w tym okropnym miejscu? Co oni im robili? Jak często karmili ? Gdzie się załatwiali?
- Czuję coś znajomego. Coś albo kogoś - wyznaję mu kierując się w gromadę osób. Widzę tam niebieskie, przetłuszczone i z rdzawymi odrostami włosy. Niby nie kojarzę nikogo o takim kolorze włosów ale ciągnie mnie do niej. Jedynie te odrosty wydają się znajome ale nie kojarzę.
- Przecież nie mamy mocy. No przynajmniej nasza trójka.
- Też nie czuję jej ale coś mnie ciągnie do tamtej dziewczyny. - tłumaczę i jeszcze kilka kroków i klękam koło niej. Nadal się nie odwraca więc dotykam jej ramienia na co podskakuje przestraszona. Gdy widzę jej twarz zasłaniam usta dłonią by nie krzyknąć. Wrak człowieka po prostu. W uszach tunele wyglądają teraz okropnie choć kiedyś na pewno dodawały jej uroku. Policzki zapadnięte tak bardzo, że chciało mi się płakać. Pod oczami olbrzymie sińce, warga przeciętna, a do tego olbrzymi krwiak na lewym policzku. Łzy samoistnie poleciały mi z oczu, a z gardła wydarł się szloch.Twarz tak nie przypominająca osobę którą znałam i kochałam zanim trafiłam do tej szkoły. A jednocześnie tak znajoma. Czuję jak Zack chce mnie podnieść ale nie daję mu się.
- Eve co się stało. Znasz tę dziewczynę ? - tak ! Oczywiście, że znam! Chciałam wykrzyczeć mu w twarz lecz z mego gardła wydarł się jeszcze gorszy szloch. Podnoszę rękę i delikatnie dotykam jej policzka na co odskakuje jakby ktoś ją spoliczkował.
- Zoey...To ja Eve. Twoja przyjaciółka, pamiętasz mnie ? Hej... kochana - staram się mówić spokojnie do niej lecz głos mi się trzęsie.
-Ty nie możesz być Eve. Eve wyjechała. Eve jest zamknięta w szkole. Nie możesz nią być - powtarzała w kółko, a jej głos był przytłumiony i tak jakby pijany.
- Zoey, spójrz na mnie. Słyszysz mnie? Spójrz na mnie to ja Eve. - cierpliwie czekam aż spojrzy na mnie. Gdy wreszcie odważyła się podnieść wzrok. Jej oczy rozszerzają się do niewyobrażalnych rozmiarów i zaczynają się szklić. Skoczyła w moją stronę i w pierwszym odruchu chciałam uciekać, lecz ta się we mnie wtuliła. Pod nagłym ruchem lecę do tyłu razem z dziewczyną. Choć leżeliśmy na ziemi ta nie miała zamiaru mnie puścić. Głaskałam ją uspokajająco po plecach i powoli zaczęłam się podnosić.
- Chodź usiądziemy tam dalej. - szepczę cicho do niej na co ta kiwa głową. Powoli prowadzę ją do naszej grupy i siadam pod ścianą. Kate patrzy na mnie za podniesionych brwi. Mówię bezgłośnie do niej "Zoey" a na jej twarzy maluje się zaskoczenie. Nie raz opowiadałam jej o przyjaciółce. Jej nie powinno tu być. Tulę dziewczynę w swój bok i nadal głaszczę.
- Zoey jak długo tu jesteś - pytam ostrożnie bojąc się w jakiś sposób ją przestraszyć. Ta podnosi głowę i pokazuje mi dziesięć palców. Po chwili namyślenia pokazuje następne pięć.
- Piętnaście dni ? - pytam zduszonym głosem na co ta kiwa głową - Jak się to stało ?
- Trochę po twoim wyjeździe tata dostał propozycję pracy w innym województwie. Przeprowadziliśmy się więc tam. Poszłam na imprezę i dalej nic nie pamiętam - szlocha na co znów ją przytulam.
- A co z tobą i Lucasem ?
- Zerwaliśmy tydzień po twoim wyjeździe - mówi a we mnie się gotuje. Nie raz rozmawiałam z Malem i nic mi o tym nie powiedział. Zawsze mówił, że im się układa i są szczęśliwi. Nic o przeprowadzce. Nic. Gdybym mogła jeszcze do niej zadzwonić, a nie mogłam. Odkąd trafiłam do szkoły dzwonić mogłam jedynie do Mala. Nie mogę uwierzyć, że tak mnie kłamał. Po krótkim czasie Zoey zasnęła. Max okrył ją swoją kurtką gdy ja chodziłam od ściany do ściany. Gotowało się we mnie ! Jak mógł mnie tak perfidnie kłamać ! Kate wstała i powoli do mnie podeszła.
- Eve nie chcę cię martwić ale ona ma ślady po wampirzych kłach. - mówi na tyle cicho byśmy tylko my słyszały.
- Co ? Jakim cudem - mało nie piszczę.
- Nie mam pojęcia ale to przez to tak wygląda. Ktoś żywi się nią regularnie i to ją wyniszcza - szepnęła z bólem.
- Jak regularnie ? - pytam zimnym głosem.
- Raz może dwa razy dziennie - mówi spoglądając na dziewczynę.

- W takim razie możemy się go tu niebawem spodziewać - mruknęłam.
                                                           ~~*~~
                                     Ok poprawione bo wattpad uciął mi początek
Wyszło dłuższe niż zawsze co jest nie małym wyczynem dla mnie. Ech.... wchodzi tu tyle osób, a prawie nikt nie komentuje. Zostawcie po sobie znak nawet z anonima. Zapraszam również na wattpada.
  
https://www.wattpad.com/story/31442262-gdzie-%C5%9Bwiat%C5%82o-nie-zawsze-oznacza-dobro

czwartek, 30 czerwca 2016

Rozdział 22

Od zdarzenia z rana coś się zmieniło. Nie wiem jak ująć to w słowa, ale pod skórą czuje krążącą moc. Jakby ziarenka pisaku pieściły mnie, delikatnie, co sprawia, że zaczęłam się drapać. Tak, jest to dziwne, ale zaczyna mnie to drażnić. Ile można wytrzymać coś takiego? Kate nic nie powiedziałam o zajściu, jakie miało miejsce. Nie chcę by wiedziała, jaką mam moc, gdyż sama nie jestem jej pewna. Zdarzyło się jeszcze coś, co sprawiło, że zaczęłam się bać. Słyszałam głos w głowie. Przyjemny, miękki i kojący męski głos pod którym można się rozpłynąć. Wszystko było "ok", gdyby nie to, że był bardzo "nieuprzejmy". Drwił ze mnie. Nie wiem czy to moja podświadomość, czy co ale zaczyna być to niepokojące. Mało tego obgaduje dupy (dosłownie) innych dziewczyn. Na szczęście był bardzo krótko. Na lekcjach musiałam się nieźle kontrolować, by nie wysadzić całej klasy w powietrze. Wszystko mnie drażniło. Teraz stoję przed lustrem i zastanawiam się co ubrać. Kate i chłopaki namawiają mnie na sukienkę, ale ja nie chcę. Decyduję się na czarne, krótkie spodenki i tego samego koloru koszulka. Na nogi jeszcze tylko trampki i tyle. Wolę się wtopić w tło i móc swobodnie uciekać, jakby co, a nie wywalać się co chwilę. Włosy spięte w luźny kok, zostawiając kilka psem włosów po bokach twarzy. Popularna fryzura, ale mi się podoba. Mimo że zaraz zacznie zima idę bez płaszcza, natomiast Kate jest opatulona od góry do doły. Tylko czapki brakuje. Chłopacy są ubrani normalnie. Jeansy i koszule schowane pod kurtkami. Po godzinie dwudziestej drugiej, prowadzą nas korytarzem, o którym nie miałam pojęcia. Zatrzymujemy się ścianą zdobioną pięknymi wzorami w drzewie. Dosłownie w drzewie. W rogu stał pień dwa razy większy ode mnie, i był po prostu piękny. O ile tam można to ująć. Max zastukał w dwóch różnych miejscach, a koło nas pojawiły się małe drzwiczki. Zack wszedł pierwszy, a my zaraz po nim. O dziwo było tam bardzo mało pajęczyn, a całość wyglądała na bardzo wąski korytarz. Nie mam pojęcia ile szliśmy gęsiego, ale wydawało mi się, że wieczność. Nie powiem lekko się bałam, w końcu ktoś nas może złapać, drogę oświetla nam nie za dobra latarka. Szliśmy już nie wiadomo ile i na pewno byliśmy w podziemiach. Gdy wreszcie wyszliśmy w środku lasu, odetchnęłam z ulgą. 
- Nareszcie - powiedziałam na głos, podnosząc ręce do góry
- Eve jak zwierze zamknięte w klatce. Wariuje - śmieje się Zack.
- Nie no bez przesady - jęknęłam- Nie jest ze mną, aż tak źle. 
- No dobra, dobra. Chodź zwierzyńcu - nadal się śmieje, obejmując mnie ramieniem prowadzi przez las. Po drodze spotkaliśmy jeszcze kilka grupek, ze szkoły które szły. Z dwa kilometry drogi i wreszcie byliśmy na miejscu. Sporych rozmiarów budynek, pokryty różnymi rozmiarami grafiti. Na nim był neonowy napis, "ZAUŁEK". Chwytliwa nazwa, nie ma co. Chłopaki wprowadzili nas do środka, i od razu pokierowali w stronę baru. Zdziwiłam się widząc, całkiem sporą ilość uczniów z naszej szkoły. Max zagadał do barmana i ten, o dziwo sprzedał nam drinki ! Nie ma co zdziwiłam się. Gorzko słodki smak, rozlał się w moim gardle, powodując przyjemne ciepło i zabrał ze sobą mrowienie na skórze. Zadowolona zostałam pociągnięta przez resztę na parkiet. Robiłam "wyginam śmiało ciało", co w moim wykonaniu było kręcenie dupą, czego tak nigdy nie robiłam. Max troszczył się o Kate, a Zack mną. Choć po czwartym trunku, nie za bardzo mu wyszło, ponieważ zostałam pociągnięta przez jakiegoś typa. Na chwiejnych nogach, usiłowałam się od niego uwolnić, lecz byłam za słaba. Alkohol przyćmił mój umysł. Następne co zarejestrowałam, to krzyki w sali i tłum ruszył do wyjścia. 
- Idiotko uciekaj! Nie mam najmniejszego zamiaru ci pomagać, więc rusz grube dupsko i jazda! -odezwał się głos w mojej głowie. Mi również miło cię poznać ! Szarpałam się do chwili aż jakaś szmata nie została mi wepchnięta do buzi a w szyi pulsujący ból igły. Nie wiedziałam co robić, ponieważ moje ciało zaczęło trząść się jak galareta, a nogi załamywać się. Zostałam niedbale przerzucona przez ramię, a moja głowa bezwładnie opadała. Widziałam wszytko co dzieje się w sali. Kilkunastu mężczyzn wynoszące ciała, jak jakieś szmatki. Nie tylko kobiety, ale również mężczyzn. Następnie co dostrzegłam to Zacka bijącego się z kimś i Maxa leżącego w kałuży krwi na ziemi. Następnie co pamiętam, to jak brutalnie, zostałam rzucona do furgonetki razem z innymi dziewczynami. Przez krótki czas byłam jeszcze świadoma, co się wokół mnie działo, lecz nie na długo. Mój umysł przysłoniła czarna peleryna, przez którą mało się nie udusiłam. Była nasączona czymś okropnie śmierdzącym, przez co zasnęłam. Nie wiem po co dali mi tą szmatę, skoro coś było dziwnego w tej strzykawce.
                                                               ~~&~~
Po długim czasie coś się pojawiło XD  Nie za długie ale jest ;) Jak podoba się wam nowy szablon ?
Ps jeżeli macie wattpada piszcie XD

środa, 4 maja 2016

Rozdział 21

Gdy tylko ci ludzie odeszli, czym prędzej udałam się do swojego pokoju. Nie wiem czemu ale serce waliło mi jak oszalałe. Po kilku głębokich oddechach po cichu, tak by nie obudzić Kate przemknęłam do łazienki. Po szybkim prysznicu ubrałam się w czarną koszulę z białym kołnierzem i tego samego spodnie. Z tej okazji, że mam się z "kimś" poznać wzięłam zmusiłam się na koturny które aktualnie niosę w ręce. Przemykam najciszej jak mogę po korytarzu i kieruję się do pokoju mentorki. Jestem ciekawa czy są tu jakieś tajne przejścia bo coraz ciężej jest omijać patrole. Na szczęście za jakieś pół godziny wszyscy wstają więc nie będę długo czekać na resztę. Powoli i najciszej jak tylko mogę naciskam klamkę i wślizguję się do środka. To co tam zastaję po zamknięciu drzwi sprawia, że zamieram w pół kroku. Dwa czarne garnitury przy wejściu mierzące mnie wzrokiem. Nie wiem czy mam iść, czy uciekać jak najdalej stąd, Przełykam głośno ślinę i próbuję iść do przodu lecz moje nogi są jak dwa ciężarki. Jestem pewna, że gdyby tylko mogli, już wbili by mi te wystające kły w szyję. Obydwaj są okropnie bladzi, a ich oczy mają taki dziwny połysk, tak jakby były robione ze szkła. Po prawej stoi dobrze zbudowany blondyn, ostrzyżony jak na żołnierza. Jego rysy twarzy są tak jakby ktoś zbyt mocno przycisną ołówek, a następnie próbował naprawić to cieniowaniem. Nie było w nim nic co można uznać za sympatyczne. Po lewej, również dobrze zbudowany mężczyzna którego kolor włosów jednako nie mogłam określić. Była tam mieszanina brązu, miedzi, aż po tak jasny blond, że mógł być uznany za siwy. Mocno wyrazista szczęka i lekko pulchne policzki na których można było dojrzeć zarost. Dwie czarne kropy na szyi wyglądały ją po ukąszeniu przez węża. Odwróciłam głowę w stronę jednej z sypialni i widzę w nich kobieta o marmurowej cerze, a za nią mentorkę. Wstrzymuję oddech czekając na kazania lecz te nie nadchodzą.
- Eve poznaj władczynię wampirów na tym kontynencie Amelie de Lacus - przedstawia swoim oficjalnym tonem w którym nie można wyczuć żadnych emocji. Nadal stoję zbyt oczarowana by choćby skinąć jej głową. Ta widząc moją reakcję tylko bardziej się uśmiechnęła i zaczęła do mnie podchodzić. Szczupłymi palcami podnosi moją brodę tak bym spojrzała w jej oczy o kolorze lodu. Zadrżałam mimowolnie pod jej wpływem. Zaczęła obracać moją twarz tak by obejrzeć ją w całości.
-"Zapomniałaś zapalić lampy z powrotem" - jej melodyjny głoś odbył się w najciemniejszych zakamarkach mojego umysłu. Gwałtownie nabrałam powietrza i mimowolnie odskoczyłam od niej.
- Grace, od kiedy bierzesz takie słabe podopieczne? Nawet nie musiałam się starać by wkraść się do jej umysłu- powiedziała z udawanym żalem, a we mnie się zagotowało - A gdzie ta druga? Również tak słaba? - zachichotała teatralnie
- Eve dopiero się uczy z panowaniem nad swoją mocą i jej moce nie są jeszcze dobrze wykształcone.Wychowywała się w ludzkiej rodzinie więc nie miała pojęcia o swoich mocach - tłumaczy mnie kobieta lecz to nie zwraca mi spokoju. Czuję jakby miliony iskierek tańczyły pod moją skórą.
- Od kiedy opiekujesz się przybłędami - zarechotała, szmata jedna - Ona jest ci tylko ciężarem. Jest bezużyteczna -  ostatnie słowo podkreśliła dosadnie i właśnie one najbardziej mnie zabolały. Na mój umysł spoczęła jakby ciemna płachta, a pod skórą energia buzowała jak szalona. Nie miałam kontroli nad swoim ciałem, byłam jedynie obserwatorem. Magia mnie pochłonęła. Spojrzałam na swoją dłoń, a w niej były płomienie! Pierwszy raz wyczarowałam ogień! Wiem, że to kiepska chwila na radość ale zawsze coś. Moje ciało zaczęło się unosić, a ogień jak wąż prześlizgiwać do wampirzycy. Jednak na ich drodze stanęła nauczycielka i zatrzymała je.
- Musiałaś ją prowokować ?- syknęła do wampirzycy na co ta tylko wzruszyła ramionami
- Chciałam się dowiedzieć dlaczego ją przygarnęłaś, a po twoich słowach wiem, że nie powiedziałabyś mi prawdy. Musiałam zobaczyć to na właśnie oczy. Ale hej. Na prawdę było ją czuć jako naprawdę słabą czarownicę, a tu taki skarb. I wiesz jak lubię widok rozwścieczonej małej czarownicy - zaśmiała się - Ciekawie czy ta druga też wybuchnie.
- Och, to proszę bardzo, powstrzymaj te płomienie by cię nie pochłonęły - odstępuje krok tak, że ogień znów idzie do wampirzycy, a ta wskakuje na fotel.
- Grace no co ty. To są twoje podopieczne nie moje. Jeżeli byłaby moim wampirem to na pewno powstrzymałabym ale to nie moja liga. Więc weź te płomienie z dala ode mnie - mówi trochę jakby przerażona ?
- Nie baw się więcej moimi czarownicami bo następnym razem może mnie nie być przy tobie gdy ta wybuchnie - mówi i powoli zaczyna zbliżać się do mnie. Idzie pochłaniając płomienie które ze mnie wyszły
- Eve już spokojnie. Nie daj się prowokować - szepcze do mnie tak łagodnie, że samo coś zaczyna we mnie się uspokajać. Gdy dotknęła mojej tali, koc który okrywał mój umysł znikną, a ja runęłam na kobietę całym swoim ciężarem. Mimo to złapała mnie i powoli osunęła się ze mną na ziemię. Nie mogłam złapać tchu, czułam jakby przez mój przełyk płynęła rzeka szkła która rozrywa mi płuca. Nadal dziwię się sobie, że tak łatwo dałam się sprowokować. Po dłuższej chwili mogłam nie byłam w stanie wykonać choćby najmniejszego ruchu. Coś krępowało moje ruchy tak jakbym była uwieziona w zastygniętym betonie. Powoli moim ciałem zaczął władać strach lecz po chwili wszytko ustąpiło tak jakby nigdy nic. Wstałam biorąc głębokie oddechy które już nie sprawiały mi bólu. Spojrzałam na wampirzycę wściekłym wzrokiem.
- Amelie lubi sprawdzać zdolności młodych czarownic - tłumaczy ją mentorka jednak dla mnie nie ma to znaczenia.Podła szuja
- Muszę wiedzieć kogo moi ludzie chronią, a ta szkoła jest jedną z moich ulubionych - zimna suka. Sztuczna jak lalka barbie
- Eve, ja zaraz wyjeżdżam na dwa dni w ważnej sprawie. Jeszcze tylko uzgodnię kto się tobą zajmie i.....
- Nie trzeba. Dam sobie radę, nic mi się nie stanie- zapewniłam ją jedynie nadzieję stąd wyjść
- Dobrze, jeżeli chcesz możesz iść. Amelie pozna jeszcze Melisę i wyjeżdżam - przyjrzała mi się uważnie na co ja tylko kiwnęłam głową i skierowałam się do drzwi. Przez ramię rzuciłam jeszcze " dowiedzenia " i wyszłam. W brew pozorom byłam z siebie dumna. Sama zaczęłam wierzyć, że moje moce są słabe i wystąpiła jakaś pomyłka. Jakąś moc miałam. W ekstremalnym tempie dotarłam do swojego pokoju i rzuciłam się na Kate uradowana. Opowiedziałam jej praktycznie wszytko co się działo. Była tak samo uradowana jak ja ale przestrzegła mnie bym nie spaliła jej łóżka. Na końcu powiedziała coś co najbardziej mnie zdziwiło.
- Idziemy na imprezę! - zapiszczała i zaczęła skakać
- Czekaj, ale jak? Tu? - zszokowana nie pojęłam jej słów
- Nie, chłopaki wymykają się i pytali czy pójdziemy z nimi.
- A co nam szkodzi... Idziemy ! - udzielił mi się jej entuzjazm    
                   ^^^^^^^^^^^^&^^^^^^^^^^^&^^^^^^^^^^^&^^^^^^^^^^
Blogger mnie lubi i usuną mi zdjęcie z szablonu ;-; Chyba będę musiała go zmienić, bo naprawić nie potrafię

sobota, 20 lutego 2016

Rozdział 20

W nocy zaczął mi się śnić znów koszmar. Na szczęście Grace obudziła mnie dopiero jak się rozkręcał. Dziwnie było pamiętać tylko urywek i nie przeżywać znów tego samego. W dobrym znaczeniu. Na początku byłam na ślicznej plaży, a morze było spokojne. Słońce przyjemnie grzało ale o dziwo piesek był zimny jak lód. Dosłownie parzył mnie z zimna. Biegłam jak najszybciej mogłam. Postać doganiała mnie. Czułam jak spadam. I bum! Obudziłam się jak oparzona leżąc na ziemi nic nie rozumiejąc. W pokoju było jasno, ale za oknem nadal panowała noc. Podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam w stronę łóżka. Mentorka siedziała na nim z dziwnym uśmiechem, tak jakby miała zaraz wybuchnąć śmiechem. Po chwili opamiętania wstała podając mi rękę. Nieraz ma takie chwilę, że zachowuje się jak nastolatka. Ale to rzadko się zdarza, zazwyczaj jest bardzo opanowana. 
- Przepraszam, nie mogłam cię dobudzić, a krzyczałaś. Nie chciałam byś znów przez to przechodziła. - powiedziała z troską.
- Dobrze, nic nie szkodzi – powiedziałam wciskając się pod kołdrę. Skoro nie byłam kolejny raz mordowana to mi to nie przeszkadza dopóki nie mam nic złamanego. -A pani nie spała? - pytam patrząc na jej ubrania.
- Jeszcze nie. Jak na razie czuwam nad tobą. Ktoś przecież musi – uśmiechnęła się smutno, aż w piersi coś mnie ścisnęło.
- Nie musi, przecież nic się nie dzieje – upieram się przy swoim.
- Musi Eve, jeżeli coś się stanie to ważne by ktoś był przy tym i ci pomógł – wzdycham głośno na jej słowa. Przesuwam się na drugi koniec łóżka i klepię wolne miejsce na co kobieta patrzy na mnie, ze zmarszczonymi brwiami.
- Obudzi się pani jak coś się będzie działo. - uśmiecham się lekko gdy wzdycha i wchodzi na wolne miejsce. Odwracam się w drugą stronę i staram się zasnąć. Boziu jak ja zaczynam się rozczulać. Choć naprawdę miłe z jej strony, że mnie pilnuje ale czuję jakby był ku temu jakiś ważniejszy powód. Przecież każdy ma koszmary, prawda ? Takie czy inne to to samo. Prawie. Wtulam się w swoją poduszkę i tym samym postanawiam. Muszę wziąć się za siebie i się nie użalać.      
                                            ~*~*~*~
Gdy się przebudziłam słońce leniwie budziło się do swojej codziennej wędrówki. Obok mnie spała spokojnie kobieta. Wyśliznęłam się się delikatnie z łóżka, tak by jej nie budzić. Czułam się wypoczęta i pełna życia. Dawno się tak nie czułam. Lekki uśmiech wzeszedł na moich ustach gdy wyszłam z pokoju i zaczęłam kierować się do drzwi które prawdopodobnie prowadziły na korytarz. Bose nogi prowadzą mnie przez ciemną marmurową posadzkę. Lampy dawały mało co światła przez co draga wyglądała lekko jak z horroru. Bezszelestnie w piżamie zeszłam po schodach ukrywając się przed mijającymi mnie ochroniarzami. Weszłam do wielkiej sali treningowej. Musiałam spróbować zrobić to najpierw tu, a potem udać się tam gdzie chce. W pomieszczeniu paliła się tylko jedna lampa. Tyle wystarczy. Skupiłam się na świetle i zaczęłam wyobrażać sobie jak powoli gaśnie i w pomieszczeniu staje się ciemno. Co z tego, że na lekcjach ogółem nic mi nie wychodzi ? Warto spróbować tu. Powtarzam tę samą myśl w kółko i w kółko. Nic. Wzdycham rozdrażniona i próbuję nadal. Gdy w końcu usłyszałam brzęczenie i lampka zgasła, myślałam,  że zaraz się popłaczę. Powtórzyłam tę czynność kilkakrotnie, gasząc i zapalając lampkę. Gdy byłam już pewna, że mi się uda biegiem ruszyłam na dwór. Kryjąc się w krzakach zgasiłam lampy za budynkiem. Idąc po ciemku do zagrody pięknej istoty. Nie obchodziło mnie, że ciemność może po jakimś czasie zostać zauważona i ktoś przyjdzie sprawdzić. Będę miała czas na ucieczkę i pozostać niezauważoną. Podchodzę do pięknej kremowej klaczy. Wcześniej myślałam, że to ogier ale to klacz z charakterem.
- Hej maleńka. Jak tam? - daję jej rękę do powąchania, a potem zaczynam głaskać. Dziś wróciła od weterynarza, bo miała problem z kopytem. Jak na razie dała się osiodłać tylko nauczycielce, a mi po kryjomu głaskać. Zadowolona weszłam do zagrody czyszcząc jej majestatyczną szyję. Wcześniej schowałam zgrzebło na drzewie. Ech... zakochałam się w tej pięknej istocie. Moją czynność przerwały zbliżające się kroki. Biegiem wśliznęłam się na drzewo. Między drzewami przechodzą jacyś mężczyźni w garniturach i przeciwsłonecznych okularach. Normalnie FBI. Gdyby nie zobaczyła naszych ochroniarzy zaczęłabym panikować. Po środku idzie dumnie kobieta o skórze jasnej jak marmur, a włosach jak smoła. Koło niej idą dwie potężne bestie przypominające wilka, lecz dwa razy większe. Kobieta jakby czuła na sobie wzrok podniosła głowę, a jej oczy spoczęły na mnie. Usta ukształtowały się w uśmiech, a pomiędzy wargami wyszły długie lśniące kły. Czy to ją miałam dziś poznać ?            
                                        ~*~*~*~*~
Za błędy przepraszam. Pisałam ten rozdział tyle czasu. Każde zdanie z innego okresu.... I przepraszam za nieobecność ale jestem leniwa i nauka i wgl. Żenujące tłumaczenia.      

sobota, 17 października 2015

Rozdział 19


Widzę tylko ciemność, a w tle szelest ubrań i głosy. Jest mi przyjemnie ciepło i miękko. Chcę otworzyć oczy ale one nawet drgną. Jakby ktoś mi je przykleił. Przekręcam się na bok i wtulam w coś miękkiego. Nie chce mi się wstawać, choć pewnie Kate zaraz mnie obudzi. Czuję czyjąś dłoń na moim czole i słyszę głębokie westchnienie.
- Gorączka spadła ale czemu się nie budzi? - pyta delikatny kobiecy głos.
- Nie mam pojęcia, ale to nie było normalne. To musi dziać się już jakiś czas – odpowiada ktoś, a ja niechętnie się wiercę i powoli otwieram oczy z niechęcią. W pokoju panuje półmrok, a koło mnie siedzą dwie postacie. Mrugam by przyzwyczaić się do światła.
- Co się stało – pytam marszcząc brwi
- To my powinniśmy się ciebie o to spytać. Nie wróciłaś wieczorem do pokoju, twoi przyjaciele zaczęli się martwić i zgłosili mi to. Szukaliśmy cię po całym terenie szkoły, a gdy cię znaleźliśmy byłaś w stajni. Całą rozpalona, krzycząca i wijąca się. Nie mogliśmy cię obudzić – moja mentorka mówi zmartwionym głosem.
- Nic.... Po prostu miałam koszmar – tłumaczę się spuszczając głowę
- Co ci się śniło? - dopytuje, a ja kręcę przecząco głową. Nie chcę o tym mówić. Tyle razy widziałam moją śmierć, że nie chcę tego wspominać. Wstaję powoli i kieruję się do wyjścia. Chcę jak najszybciej się stąd ulotnić. Jestem prawie przy drzwiach, gdy ktoś chwyta mnie za ramie i odwraca. Stoję twarzą w twarz z dyrektorką która trzyma moją brodę tak bym patrzała jej prosto w oczy. Czuję jak nagle ogarnia mnie strach, a jej oczy zmieniają barwę na złotą.
- Nie musiałabym tego robić gdybyś powiedziała nam od razu. Jest to teraz bardzo istotne. Więc, od kiedy śnią się ci koszmary.
- Koszmary zawsze się zdarzają. Każde dziecko ma koszmary – czuję jakby coś wymuszało ze mnie prawdę. Przecież to prawda, tak ?
- Od kiedy śnią się ci sny podobne do dzisiejszego? -mówi inaczej
- Jakiś czas przed moimi urodzinami.
- Co ci się śni – docieka
- Śmierć – odpowiadam szeptem próbując się jej wyrwać. Niestety, trzyma mnie w stalowym uścisku. 
- Czyja?
- Moja. Zawsze moja. Zawsze inna – odpowiadam ze łzami w oczach. Cecile puszcza mnie, a ja ześlizguję się po ścianie. Mam wrażenie, że reaguję na wszystko zbyt emocjonalnie ale cóż już taka jestem. Nie powinna wymuszać na mnie tego. To jest moje życie, a nie jej. Posiada taki dar to nie znaczy, że powinna go tak używać. Biorę głęboki oddech i zbieram się w sobie. Nie chcę więcej okazywać swoich słabości. Już za długo użalam się nad sobą. Niby jestem tak potężna więc nie przystoi takie zachowanie. Wstaję podnosząc głowę wysoki z godnością. Zabieram swoją bluzę która leżała na szafce i nie zwracając na nic uwagi kieruję się do wyjścia. Mam serdecznie dość tej nienormalnej sytuacji. Gdy wychodzę dostaję małego szoku. Jestem jakby w jakimś salonie. Czyli to chyba jest mieszkanie Grace...? Teraz dopiero zdaję sobie sprawę z całej sytuacji. Przed chwilą spałam sobie spokojnie a teraz czuję się jakby miała zaraz wybuchnąć. Co się ze mną dzieje? Siadam na parapecie by ochłonąć. Słyszę z pokoju ożywioną rozmowę ale nie interesuje się tym. Teraz jedyne co mnie obchodzi to by nie wystrzelić i nie powiedzieć czegoś do dyrektorki. Nie chcę niczym obrazić Grace, bo szczerze przywiązałam się trochę do niej. Jasne, nadal mnie denerwuje ale w pozytywny sposób. Oparłam głowę o przyjemnie chłodną szybę i zaczęłam oceniać salon. Był całkiem ładny. Nieduży o kremowych ścianach, szaro-niebieska duża puchowa kanapa z fotelami. Czarna plazma nad kominkiem. Wątpię by kiedykolwiek był używany, jedynie jest dla ozdoby. Wisiały również różne obrazy, portrety, pejzaże i abstrakcja. Nie wiem czy są to jakieś konkretne czy tak po prostu bo się komuś podobały. Drzwi od pokoju otworzyły się a w nich stanęły kobiety.
- Dobrze, że nigdzie nie poszłaś. Ze względu na późną godzinę i twoje koszmary chcę byś tu spała i na początku coś zjadła - mówi spokojnie, a ja czuję się jak małe dziecko.
- Ale ja nie... - nie daje mi dokończyć
- Nie ma żadnych ale. Proszę cię przestań w końcu mi się stawiać i traktować mnie jak zagrożenie – mentorka zaczyna przybierać poważny ton.
- Ale ja tak pani nie traktuję – tłumaczę się szybko.
- Tak więc dobrze. Zaraz przyniosę ci piżamę coś do jedzenia i pójdziesz spać. Prawdopodobnie jutro kogoś poznasz więc się wyśpij. Gdyby coś się działo jestem obok. W razie czego obudzę cię – zapewnia mnie i odsyła do tego samego pokoju w którym się obudziłam. Wyszło na to że zjadłam budyń śmietankowy i założyłam słodką piżamę w misie. Wyjątkowo dziś nie miałam skrupułów by zasnąć. To łóżko było wyjątkowo miękkie.

                                                            ~&~

Jak widać coś napisałam. Mam nadzieje, że nie ma dużo błędów bo sprawdzałam kilka razy. Ten rozdział był pisany długo..... Cały czas dostawałam blokadę i nie mogłam ruszyć. Jestem w nowej klasie i stwierdzam, że jest ze mną coś nie tak. Jak zwykle nie mogę znaleźć sobie znajomych. Może dlatego, że nie chcę z nimi chodzić na piwo, nie palę bo po co. Nie maluję się bo jakiś nie mam zamiaru mieć tone tapety jak niektóre i nie mam chłopaka. Tak patrzeć z ich perspektywy to może jestem nudna. Jedyne co mi się podoba to noszenie munduru i musztry *.* Hehe jedyny plus. Mam nadzieje, że u was dzieje się lepiej. I nie zabijcie mnie (jeżeli ktoś jeszcze czyta )     

niedziela, 9 sierpnia 2015

Rozdział 18

- Jestem najgorszą czarownicą na świecie... - jęczę w poduszkę Kate. Dziewczyna Głaszcze mnie po plecach uspokajająco. Znów nawaliłam. Jestem tu od dwóch tygodni, a jedyne co poprawnie udało mi się zrobić to zmienić kolor włosów i podnieść książkę. Co z tego, że latała po klasie jak ptak, ale się podniosła.
- Nie przesadzaj. Jesteś dobrą czarownicą ale musisz nauczyć się panować. Staraj się – łatwo jej mówić. Jej wszystko wychodzi. Jest białą, a jej magia jest po prostu piękna. Nie to co moja, tylko powoduje zniszczenia.
- Ćwiczę na lekcjach i dodatkowo z tą rudą jędzą i mentorką. Dziś rozsadziłam ławkę, a okno pękło na pół. I to się nazywa dobra czarownica, czy czarownica destrukcja? Jedyny plus tego to jest to, że wczoraj miałyśmy w pokoju jezioro cukierków. - zaśmiałam się na wspomnienie min sprzątaczek. Jedynie co mogłam zrobić to powiedzieć przepraszam z miną zbitego psa. Nagle ktoś zapukał do okna. Kate wstała i otworzyła.
- Co nas ominęło? - piszczy podekscytowany Max, a za nim wszedł Zack. Nasi przyjaciele od problemów. Zawsze potrafią mnie rozbawić. Max jest wysoki z włosami czarnymi jak smoła. Natomiast Zack to ciemny blondyn. Obydwoje są nieźle zbudowani. Tu chyba nie ma brzydkich chłopaków.
- Mówiłam wam byście nie chodzili po tym cholernym gzymsie! - beszta ich nadopiekuńcza Kate.
- Ależ Kat'uś... To jak mieliśmy się tu dostać? Przecież nie możemy wchodzić do Waszego skrzydła - tuli ją Max. Czasami nie wiem czy on coś do niej czuje czy jednak nie. Obydwoje się tak zawsze zachowują.
- Ominęło Was jedynie moje użalanie się nad sobą - prychnęłam pod nosem siadając.
- Och Ev.. Pogódź się z tym, że jak czarujesz coś zawsze wybucha - śmieje się Zack skacząc na mnie. - No... Już! Rozchmurz się! Rusz swój zgrabny tyłeczek. Koniec smutnienia! - ta... chłopacy są bardzo otwarci i przyjacielscy. W przeciwieństwie do mnie. Próbuję zwalić chłopaka z moich kolan ale ten siedzi uparcie.  
- Zack zejdź z moich kolan do jasnej cholery. Nogi mi odpadają, ciężki jesteś! Chcę wyjść! - jestem zła i smutna. Nie mam ochoty na żadne wygłupy. Ten zdziwiony zszedł potulnie. Westchnęłam i włożyłam buty i szarą kurtkę. Bez słowa wyszłam zmierzając w niewiadomym mi kierunku. Po prostu szłam gdzie mnie nogi poniosą. To chyba przez zbliżający się mój krwawy księżyc mam taki parszywy humor. Wzdycham, zdając sobie dopiero sprawę z tego. Cudem nie spotkałam kogoś po drodze. Może dlatego, że zbliża się pora obiadowa? Na dworze jest już chłodno, a mi nie chce się słuchać pouczania przyjaciółki gdy wychodzę bez kurtki. Ściągnęłam ją. Nie moja wina, że mi jest zawsze gorąco. To chyba wina ognia który we mnie jest choć nadal nie potrafię nad nim panować. Nic, zero. Nawet iskry nie wywołam. Kieruję się w stronę mojego ulubionego miejsca, stajni. Jest ogromna. Na dole jest miejsce dla trzydziestu koni, a góra jest cała wypełniona paszą, sianem i różnymi innymi rzeczami. O dziwo dostałam się na zajęcia z jazdy konnej, choć na razie nie było żadnej. Pamiętam jak powiedziano nam: „Konie to nie duże psy które wystarczy tylko wyprowadzić. Trzeba przy nich pracować, poświęcić im czas. Nie wyobrażajcie sobie scen jak z romansów. Tu trzeba ciężkiej pracy i zaangażowania, więc jeżeli nie boicie się pobrudzić i połamać paznokci to zostańcie, a jeżeli nie to odejdźcie i nie zajmujcie miejsc". Tymi słowami zdobyto sobie u mnie szacunek. Wchodząc do środka od razu otula mnie przyjemny zapach koni. Biorę zgrzebło i idę do boksu mojej kochanej Wan. Czarnulka rasy Fryzyjskiej. Jest dobrze zbudowana, tak jak powinna według rasy, ale i tak piękna. Wchodzę przerywając jej jedzenie.  
- Hej moja piękna – mówię podchodząc do niej. Pogłaskałam ją po pyszczku i uszach. Prycha zadowolona i bierze się z powrotem do jedzenia. Zaczynam ją czesać nucąc sobie. Bardzo mnie to uspokaja. Gdy ręka zaczyna mnie boleć odkładam szczotkę na miejsce i żegnam się z czarnulką. Nie chcę wracać do pokoju, a obiad już dawno minął. Poszłam po schodach na górną część stajni. Wskoczyłam do sterty siana i położyłam się w niej. Coś wpełzło mi na brzuch. Podskoczyłam jak opętana ze strachu. Spojrzałam w tą stronę i co zauważyłam? Rudą kulkę o imieniu Nala. Znów położyłam się i biorąc kota na brzuch. Kate ją kocha nad życie.  
- Ty też maleńka nie chcesz dziś towarzystwa? - pytam ją głaszcząc. Ta miauknęła do mnie i ułożyła się na piersi mrucząc słodko.  

Jestem w wesołym miasteczku. Uciekam. Ktoś z długim nożem biegnie za mną. Krzyczę na pomoc, ale oni jakby nas nie widzieli. Biegałam wśród ludzi by go zgubić ale na marne. On jest za mną. Chce mnie dorwać. Czemu...? Co ja takiego zrobiłam? Przyszłam tylko pojeździć na karuzelach. Potykam się i wpadam do basenu z wodą. Olbrzymie piłki z ludźmi w środku kręcą się wokół mnie. Ktoś ciągnie mnie do góry za włosy. Jęczę z bólu i się podnoszę. To ten sam mężczyzna. Ma maskę na twarzy jak z jakiegoś horroru. Płaczę widząc nóż... 

poniedziałek, 6 lipca 2015

Nie wiem jak będzie dalej...

Od pojawienia się 17 rozdziału minęły prawe dwa miesiące. Było bardzo mało wejść i moje chęci bardzo opadły co do chęci pisania. Po prostu straciłam motywację! Dopiero od niedawna zaczęli się pojawiać czytelnicy i dlatego się pytam czy chcecie nadal bym to ciągnęła. Od razu mówię, że nie obiecuję regularnych rozdziałów. Wakacje itp.... sami rozumiecie